To miał być mile spędzony dzień. W piątek wyjechaliśmy do Gorzkowic - miejscowości położonej w południowej części powiatu piotrkowskiego w odległości 25 km od Radomska, więc nadarzyła się okazja, aby odwiedzić tam znajomych, z którymi nie widzieliśmy się kilka lat.
Jadąc do Radomska zatrzymaliśmy się w lesie przy drodze, aby pies załatwił swoje potrzeby. Jak zawsze trzymałam go na smyczy. W pewnym momencie skoczył łapami w pobliskie krzaczki jagód rosnące przy ścieżce. Pomyślałam, że wytropił jaszczurkę albo żabę. Po chwili gwałtownie odskoczył. Okazało się, że znalazł to.
Po 15 minutach dojechaliśmy do Radomska i ledwo zdążyliśmy usiąść w ogrodzie u znajomych zauważyłam, że na nosie psa pojawił się obrzęk. Znaleźliśmy także małą rankę.
W te pędy ruszyliśmy do weterynarza. Niestety, okazało się, że weterynarz mieszkający niedaleko znajomych nie ma surowicy, a Lecznica dla Zwierząt na ul. Wilsona zamknięta jest na głucho.
Zaczęliśmy wydzwaniać do wszystkich lekarzy, których numery telefonów widniały na ścianie budynku lecznicy. Jeden z nich polecił nam Klinikę Małych Zwierząt w Częstochowie na ul. Wały Dwernickiego.
Byłam tak zdenerwowana, że nie mogłam prowadzić samochodu. Wydawało mi się, że do Częstochowy jedziemy wieki. Na szczęście po drodze już przy wjeździe do Częstochowy minęliśmy tylko jedną grupę pielgrzymów zmierzających na Jasną Górę.
U psa obrzęk części twarzowej głowy się powiększał. Musiałam poluźnić mu obrożę, bo zrobiła się za ciasna. Do tego zaczął się ślinić. Już nie wiedziałam, czy to z gorąca, czy też jest tego inna przyczyna.
Dość szybko znaleźliśmy lecznicę. Dyżurująca lekarka natychmiast zajęła się psem. Domięśniowo dostał surowicę i jeszcze kilka innych zastrzyków oraz dożylnie kroplówkę. Po prawie dwóch godzinach spędzonych w lecznicy poczuł się lepiej. Pani doktor zaleciła, aby go obserwować przez najbliższe 12 godzin.
Noc minęła spokojnie. Dzisiaj wróciliśmy do domu. Mam nadzieję, że najgorsze za nami.
Najważniejsze, ze dobrze się skończyła ta przygoda, ale nie zazdroszczę stresu. Trzeba będzie bardzo uważać w lesie na grzybach, było mokro i ciepło więc może być sporo żmij.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Co za okropne zdarzenie :( Wyobrażam sobie, jak musiałaś być zdenerwowana.
OdpowiedzUsuńAż nie chce mi się wierzyć, że w tych lasach są takie groźne żmije. Uważam, że nadleśnictwo powinno zamieścić przy drodze informację o zachowaniu ostrożności. Przecież to może źle skończyć się dla kogoś nieświadomego.
OdpowiedzUsuńJestem zszokowana waszym przeżyciem.
Troszkę zamarłam....uff...dobrze że psiak dochodzi do siebie :)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji...mieszkamy bardzo blisko siebie :)))
ups...Ty przyjechałaś w moje okolice ;)
OdpowiedzUsuńTeraz dopiero doczytałam :)
Pozdrawiam
Biedny piesek, musiał się nacierpieć, a Wy razem z nim.
OdpowiedzUsuńStrach wchodzić do lasu, słysząc o takiej historii.
Pozdrawiam:)
Kurcze, ale horrorek. Dobrze, że już za Wami. Oby już nigdy więcej...
OdpowiedzUsuńCo można zrobić samemu w pierwszej chwili ? Jak sobie radzić ? Psy mam prawie od zawsze, ale nigdy nie miałam zdarzenia. Jak wrócę do domu, muszę pogadać z naszym wetem.
Współczuję zdarzenia.Dobrze,ze zdążyliście uratować pieska. Naprawdę trzeba uważać w lesie i na łąkach.
OdpowiedzUsuńJak czuje się psina?
OdpowiedzUsuńwspolczuje zdarzenia.ja wogole boje sie kazdego obzlizglego.mam fobie.szkoda by psiaka slicznego bylo.no i niezazdroszcze stresu.
OdpowiedzUsuńDziękuje Wam bardzo za zainteresowanie i wsparcie:)
OdpowiedzUsuńPies czuje się lepiej, je i pije. Dużo śpi. Też odreagowuje. Wczoraj już u nas na miejscu pojechaliśmy do lecznicy wyjąć wenflon, bo lekarka na wszelki wypadek go zostawiła, żeby można było szybko zareagować w przypadku wystąpienia wstrząsu.
Tak mi go żal, bo nie dość, że miał cieżkie życie zanim trafił do nas i często choruje, to jeszcze coś takiego go spotkało.
Dzisiaj był na spokojnym spacerze bez piłki i ganiania.
W internecie jest sporo informacji na temat ukąszeń psów przez żmiję oraz stosowanym leczeniu - http://wolnedogo.eev.pl/printview.php?t=71&start=0&sid=4dd26990451a9ed3dabb4d59b446b1b2
Życzę Waszym ukochanym zwierzakom dużo zdrowia i oby nigdy nic złego im się nie przytrafiło:)
A to żmija! Dobrze, że gorzej się nie stało. Moją koleżankę żmija ukąsiła dwa razy, raz w pupę... bo siadła na niej. Też była ostra jazda, a nawet lot, bo śmigłowiec po nią przyleciał. Teraz śmieje się z tego, ale też nie było jej wesoło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Biedna psinka, dużo zdrówka mu życzę :)
OdpowiedzUsuńbiedne maleństwo, mam nadzieję, że wszystko jest w porządku, całusy w piękny pyszczek, pozdrawiam
OdpowiedzUsuń