Witam Was bardzo serdecznie po długiej przerwie:)
W kwietniu i pierwszej połowie maja nie miałam czasu, siły ani ochoty na robótki. Chorowali moi bliscy, a i mnie przeziębienie pokonało. Pod koniec kwietnia życie rodzinne zaczęło wracać do normy. Zaplanowaliśmy sobie wyjazd na długi weekend, ale pojawiły się problemy ruchowe u psa.
Asmo nie mógł chodzić na dłuższe spacery, ani biegać, więc zamiast wyjazdu na łono natury, odwiedzaliśmy weterynarza, który zaaplikował mu serię zastrzyków przeciwbólowych i przeciwzapalnych.
Leczenie jeszcze nie dobiegło końca, a ja przez swoje gapiostwo naraziłam psa na kolejne cierpienie.
W nocy obudził nas psi skowyt. Przerażona wyskoczyłam z łóżka i zobaczyłam, że pies stoi na dywanie z podkurczoną łapą i nie może się ruszyć. Obejrzałam go dokładnie i wyczułam palcami zgrubienie pod skórą. Zaświtało mi w głowie, że może to jest szpilka albo igła. A że poprzedniego dnia szyłam, była to sytuacja bardzo prawdopodobna.
Zdjęcie rentgenowskie potwierdziło moje obawy. W ciele psa tkwiła igła.
Myślałam, że juz wyczerpaliśmy listę przykrych zdarzeń na ten rok, ale gdzie tam. Szwy nie wyjęte, a tu mąż wraca z wieczornego spaceru z psem i oznajmia mi, że Asmo zaatakował pies, którego właściciel puścił luzem. I znowu pędem do weterynarza, kolejne golenie i seria zastrzyków. Na szczęście rana nie była zbyt głęboka i szybko sie goi.